W niedzielę, wraz z przedstawicielem OTOZ Kwidzyn odebraliśmy interwencyjnie konie.
W gospodarstwie zastaliśmy kilka koni w tragicznym stanie. Brak siana, w paśniku resztki trocin z kukurydzy, przerośnięte kopyta, otwarte rany, Cushing – czego tam nie było?!
Klacz z okropną raną nogi, z olbrzymim obrzękiem, wychudzona, ledwo stojąca na 3 nogach, z odleżynami… Widok okropny… Każdy krok sprawiał jej ból. Klacz pokazywała nam nogę! Prosiła o pomoc!
Właściciel twierdził, że klacz była leczona, jednak brak było dokumentacji; ewidentnie zadzierzgnięta drutem lub linką od pastucha. Usłyszeliśmy że kilka dni leżała, od 3 dni JUŻ stoi… to tłumaczyło jej odleżyny… nie wiemy ile czasu się męczyła zanim nabrała sił by wstać z tą złamaną/zwichniętą nogą… sądząc po kondycji ok 2 tygodniu, bo już była znacznie wychudzona…
Kuc był już zamknięty w stodole, nie na polu na palącym słońcu. Zamknięty w ciemnym boksie ogierek ledwo stojący na krzywych nogach (prawdopodobnie po złamaniu), z przerośnietymi kopytami, wrzodami pod kantarem, potrząsajacy głową, reagujący nerwowo na dotyk. Słyszymy że ma ze 30 lat i dlatego taki chudy, że nogę ma krzywą od małego… to nie tłumaczy dlaczego ma przerośnięte kopyta, które nie pozwalaja stać i wypychają stawy, a fałda pod grzywą świadczy o insulinooporności od złej diety (pewnie karmiony kukurydzą jak pozostałe) i wrzodów, które powstały zapewne od tego łańcucha na którym stał na polu…
Brak słów i łzy w oczach gdy się na to patrzy! Wściekłość na właściciela, który mówi że to jego UKOCHANE KONIKI, że ich nie odda, że one będą z nim do końca i tu z nim umrą (pan lat ok 75).
Udało się je wyrwać z piekła